Gdzieś z ciszy łzy winne spływają jej na ręce
Ubierać
ma je w kształty nicością bezmierne
I będzie
je toczyć i rzeźbić myślom wierne,
Gdy noc
pełnią zobaczy łzy zbudują serce.
A noce
księżycowe pełne tkliwych westchnień,
Gwiazd
co spadły w odległe miejsca nieznajome,
Zgasłych
w pamięci nieszczęść, co pełnią zbudzone
Chciwie
ją rozszarpują - cichą serca przestrzeń.
Wisi
nad nią księżyc i we mgle stoi ona
Chłodna
światłem zgubionym i mglista jak rosa.
Łzy tej
nocy zamarzną, lecz ciało nie skona,
Myślami hartowane ostrymi jak kosa,
By na
sercu dziś była rana zaogniona,
Co
ochroni przed próbą i klęską Erosa.
Dziś trochę inaczej niż zwykle. Spróbowałam innej formy. Nie wiem, czy to jest sonet, <czy zgadza się dokładnie z definicją>, ale próbą sonetu mogę go nazwać. Jestem zmęczona po cięężkim tygodniu, więc znów przyszedł nastrój na wiersze (oprócz tego ciągłe zamglenie za oknem nostalgicznie nastraja...)
Pozostaje mi tylko życzyć Wam dobrej nocy :)